ZDZISŁAW MAKLAKIEWICZ

 

ZDZISŁAW MAKLAKIEWICZ - 

PIERWSZY ANCYMON OD PIWKA 

 

          Mówiło się, że nikt tak fenomenalnie nie marnował talentu jak on -  Zdzisio, o okrągłej twarzy, rzadkawej czuprynie na zaczeskę, zazwyczaj kociogiętki, lekko skażony elementem baśniowym, figlarz jakich mało, mistrz improwizacji… Co ciekawe mistrz drugiego planu w kadrze, i pierwszego w rzeczywistości. Autentyk, oryginał, nieodgrzewany, jak pliki RAW… można by tak pewnie długo… Ale nie o to idzie.            

          Maklakiewicz żył jak grał, grał jak żył – to chyba najtrafniejszy komentarz do jego bycia. Był aktorem profesjonalnym, choć znamy go z ról naturszczyków -  owocu wielkiej przyjaźni z Jankiem Himilsbachem. Skończył i szkołę teatralną, miał dyplomy, zdolności, etc… Jednak rzeczywistość socjalistyczna różniła się od współczesnej wielce. No, wiadomo ludzie są ludźmi, tutaj nie zmieniło się nic, świnia nadal jest świnią, człowiek człowiekiem, układ układem, ukłon ukłonem, zmieniły się może nazwy… Ale właśnie tego nienawidził szczerze Maklakiewicz, stąd do życia współczesnej gwiazdy temu złotemu dziecku komedii, albo może i tragedii, było tak daleko.  Zabrakło szybkiego wozu, willi w Zakopcu, oklasków władzy, poklepywań, był jednak Zdzisiek! Sztukmistrz dramy, czarodziej knajpiany, talent niekłamany. Doceniło go jednak niewielu reżyserów... Marek Piwowski w Rejsie i bracia Kondratiukowie w kosmiczno – komicznych  Wniebowziętych i Jak to się robi. Nie to, że nie grał, bo drugi plan dla Maklakiewicza był domeną lat 70 – tych.  Drobna rólka dla pana Maklaka to był sznyt dla filmu, ekstrawagancja i fajerwerk dla widza. Maklakiewicz zawsze pozostawiał po sobie niezapomniane wrażenie, czy kochał w filmie, czy umierał, miał w sobie ten smak komedii życia, tańca na linie, salta mortale nad przepaścią…

          Zmarł w sposób głupi i nijaki, w wieku zaledwie 50 lat… Himilsbach na grób przyniósł czekoladki, ale o tym innym razem…  

 

 

Załóż własną stronę internetową za darmo Webnode