Smienkę 8 m dostałem gdzies na dziewiąte urodziny...

 

 

 

Smienkę 8 M dostałem gdzieś

na 9 urodziny…

 

 

 

 

Może to i szczeniacka mitologizacja przestrzeni,

ale jak nudno byłoby bez legend i mitów…

 

 

 

 

 

             Smienkę 8 M dostałem gdzieś na 9 urodziny. Stąd paradoksalnie wiem, czym jest światło, czułość i czas. Tato nie miał nic, albo raczej miał wszystko co inni, ja też nie miałem więcej niż kumple, wspólnie więc mieliśmy tyle, dokładnie tyle, aby zaczynać wciąż wszystko od nowa… Ale to były te inne, te nieludzkie czasy... Nie było kompa, tabletu, fejsbuka, smartfona, diwidi, elsidi, plazmy, klimy, ESP, androida, ASR, ebuka, meila, diod LED, tablicy interaktywnej, lekcji multimedialnej, aktywizacji, motywacji, kreatywności, metod TIK, radomskie nie miały filtra, tłumy szły na kowbojskiego Bolka i Lolka, a nasza klasa chyba tylko była nasza klasą, ale to śmieszne i nie warto wspominać…

             Zbieraliśmy znaczki. Tak, znaczki. Z kancerem, bez kancera, bloczki jedynaki, półsieroty. Miałem więc album z foliowych linijek i lepkiej taśmy. Ojciec zrobił. Pachniał klejem. Cieszyłem się jak dziecko. To był fajerwerk – pistolet, inni nie mieli! Miałem więc kancery z Cejlonu, Malty, Cypru, zestaw królówek, bloczków trzydzieści. I wiedziałem, gdzie jest Malta, Cypr i Cejlon…

               Tato czytał książki. Wszyscy czytali. Tato czytał nawet w kiblu, przy papierosie, tylko tam matka pozawalała mu palić. Czytał przez całą paczkę czasem. Zieloną milę, Fiedlera, Tygrysy Króla, Zabłockiego, Melvilla, o Złym Tyrmanda mówiły ze dwa pokolenia. Klasyka stała w honorze na półce, zasłużone półkowniki, jak w filmie… Może to głupie, ale do dziś oddaję im cześć…

               Ja też czytałem, w kiblu, w bibliotece, z latarką pod kołdrą. Banał… ale nie było fejsbuka, tabletu, kompa, smatfona, ajpoda, dividi, sieci, sieci, sieci…

               Choć były ryby, i to jeszcze jakie! Ba, haczyki z drutu, wędka za kilka złotych, bo rzucili do sportowego długaśne kije z bambusa – też zdobycz… I jeszcze kołowrotek ze szpuli, żyłka i gites… Na skałce była woda czysta – jak jasne piwo i nietknięte dziewczyny, jak szczeniackie polucje… bezgrzeszna woda… Chodziliśmy czasem na raki, żaba na żyłce, prężne mięśnie… Syczały we wrzątku i koprze… Jak ludzie… jednak nawet bez soli smakowały czasem lepiej…

               Ja też zbierałem znaczki, stare monety, pocztówki, czytałem wściekle komiksy, o słowiańszczyźnie Christy, Amazonce Fiedlera, lądowaniu w Normandii i Warszawie Prusa z 1878 wiedziałem więcej niż dzisiaj. Do szkoły nosiliśmy obowiązkowo bolcówkę, paczkę cyny, scyzoryk, żywe zielone, żołnierzyki w skali 1:72, przerwy były dla statków, zośki, kaczora i kamieni… Nauczyciele pili kawę na lekcji, nie chowali się z papierosem, autorytet był autorytetem, idiota idiotą, dziecko dzieckiem, a małe Wigry było marzeniem każdego szczeniaka…          

               Uwe Raba zjadła żaba… Graliśmy w kapsle wzdłuż ciepłych płyt deptaka. Każdy miał drużynę w woreczku i ze dwudziestu ząbkowanych kolarzy. Kreda i chodnik pod blokiem – autostrada do nieba. Nikt się nie sprzeciwił. Świętość. Na żydowskim cmentarzu graliśmy latem w piłkę. Stuletnie topole broniły dzielnie zaciekłe karniaki, zawadiackie dośrodkowania i zaklęte kornery. Skrzywione macewy cieszyły się, że wokół znowu wrzeszczy życie… Pamiętały przecież jeszcze dobrze tamten czas kaleki… Wieczorem były podchody, starej Pylakowej robiliśmy dzikie harce. W sobotę sprzedawaliśmy butelki, zimna oranżada była jak gwiazdy i kosmos. Bączki robiliśmy z korków po wódce i z saletry. Bały się ich wszystkie psy, przerażony księżyc. Mieszkaliśmy wtedy na 40 metrach. Ojciec robił zdjęcia, kochał fotografię. Miał polskiego Krokusa, chodził do klubu Jupiter, w którym słodzono herbatę cukrem z brazylijskiej trzciny… Zdobycz… Pamiętam jeszcze petetek, roznegliżowane slajdy, rajdy, śpiew i ogniska, zazdrosny o ciało księżyc… Jego młodość i moje dzieciństwo – bazylikę, grzeszne święto…

                Babka suszyła śliwki, gruszki i jabłka, dziadek robił bliny i kiszoną kapustę, niewiele na wsi było konserwantów, zagęstników i wzmacniaczy. Podobno ludzie byli też byli prawdziwsi... Świnia była świnią, człowiek człowiekiem, podobno łatwiej było odróżnić… Aktorzy w telewizji byli czarni i biali, mieli zepsute zęby i łysieli. Podobno to byli też zwykli ludzie… Ludzie…  

                  Spotykali się na pewno częściej, choć mówili, że jeszcze wcześniej to było dużo, dużo lepiej. Babka opowiadała, jak siadali do pierza, a dziadek śpiewał we młynie na Krawarze, w małym okienku pół na pół metra, i że było biednie, ale wesoło… Ludzie przychodzili w kawalerkę i słuchali nad stawem, siadali na ławeczkach wzdłuż ciepłej, lustrzanej wody. Po żylastej robocie dla duszy święto… A dziadek miał piękny głos, podobno jak żurawie głośny, jak cisza… ale przyszła wojna i dziadka zabrali do Leipzig, i przestał śpiewać…

               My słuchaliśmy muzyki już z taśmy. Ja - Gansów, tato - Klenczona. Ojciec miał Kasprzaka, zamykał się z nim w ciemni – łazience, w kratę koc na szybce, swojskie więzienie - sanktuarium, papieros, raz, dwa, trzy, wywoływacz, raz dwa trzy, płukanie, raz, dwa, odbielanie, raz dwa… cisza… Jak w dobrym filmie… tabu…

              Lany poniedziałek był lany, wigilia była wigilią, imieniny imieninami, fotografia fotografią, surowa i tylko pełna klatka… Liczyliśmy z siostrą okna, w których się bawią i śpiewają. Było ich dużo. Matyskowa biła męża kier, stary Galeda spał pijany w piwnicy, dzieci dostawały po dupie, w szkole baranów ciągnięto za uszy, milicja nie interweniowała. Nieludzkich czasów było mi dane smakować… Cyganie przychodzili w niedziele, grali pod balkonami, przyjeżdżali po trawę dla króli… Mercedesem… z harmonia i kosą…

             W sklepach niewiele było, krowy pasły się pod garażami, rozlana, marcowa wiosna pod żydowskim cmentarzem przywoływała dumne łabędzie. Pływały jak śnieżne katedry... Karmiliśmy je bułką i snami… nie chciały odlatywać...

              Z ojcem chodziliśmy do kina. Było tak dużo ludzi, że siedziałem na kolanach taty. Byliśmy blisko. Ciasno, człowiek z człowiekiem musiał się spotkać. Wujek puszczał latawce, dziadek z sinego dymu kółka, babka robiła makowiec. Narkotyk z wiejskiego ogródka kołysał się i zasypiał na wietrze, Riedel grał na zakręcie… milicja nie interweniowała zbyt często. Nie było dobrze, ale jakoś zwyczajnie, bez ekstrawagancji… no chyba że mama zrobiła sernik, albo kogiel – mogiel… i znowu było święto!  

              Dziś jest dobrze, mam wszystko, dostęp do mediów, szybki serwer, tablet, komórkę, zszarpane nerwy, wyścig szczurów, gonitwę za śmieciem, tempomat, elektroniczny dziennik, aktywne metody nauczania, ewaluacje, staniny i centyle, brak czasu dla własnych dzieci, auto za bezcen, dwa lub trzy stany zapalne, elsidi, diwidi, smartfona, plazmę, system bardziej ludzki niż ja sam – Android…

               Dziś mam wszystko, dzieci nie umieją czytać i pisać, uczą się kilku języków, nie znają dobrze jednego, wyobraźnia jest pojęciem obcym, podobnie jak poezja i dotyk, ptasie świty, zwierząt tropy, spokój i cisza, smak pierwszej pomarańczy, feromon dziewiczy…

               Podobno należę do pokolenia X, od Zetki dzieli mnie przestrzeń – tak odległa jak od instrukcji obsługi tabletu jest do smakowania kobiety… Smienkę 8M dostałem gdzieś na 9 urodziny, pamiętam nowonarodzone zaskrońce w Rymanowie, wiły się pod nogami, jak myśli…
              Na 9 urodziny dostałem… stąd wiem czym jest światło, czułość i czas… później nauczyłem się zapisywać fotografię wspomnień, 1/100000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000

00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000

00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000

00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000

00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000

00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000

00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000

00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000

000000000000000000000000000000000000000000000 sssssssssssssssssssssekundy – to ja…

1/222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222

22222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222

22222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222

22222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222

22222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222

22222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222

22222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222222

2222222222222222222222222222222222222222222222222222222222sssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssss

sssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssss

sssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssss

sssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssss

sssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssss

ssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssss

ssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssss

ssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssss

ssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssss

sssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssekundy – świat

∞…………………………………………………………………………………. - kosmos                     

        Smienkę 8M dostałem gdzieś na 9 urodziny, stąd wiem…