MOST DO AGARTHY

błazen

 

klaszcz błaźnie

klaszcz

niech kręcą się nad tobą niebieskie katedry

kalejdoskop poruszony twoją wiarą

w kłamstwo pychę i przeinaczenie świętej ziemi

sodomici prowadzą na twą cześć sprośne cielę

przeklęło cię już słońce

które skrywa prawdę za ostrym promieniem

brzytwę z gracją obraca w chmurach

 

 

przykucnęła noc

 

 

 

 

 

galernicy

 

 

święte ognie znów żonglują bestiami

nadali diabli im dusze

w mozaikę mięśni zaklęli bezkształtne ciała galerników

sinoniebieskie morze zabrało kolejny okręt

kosmaci marynarze będą mścić się i straszyć obciętymi głowami

harry harry harry

jesteś hersztem z powołania czy wzięli cię siłą

 

 

 

 

 

wigilia w agarthcie

 

 

 

przyjacielu

 

pójdziemy jeszcze kiedyś na dobrą wódkę

i obaj będziemy gadać ludzkim głosem

zaduszymy się w sobie

zajęzyczymy na amen

wydrążymy w sobie dziury

i będziemy je słowami łatać

 

przyjacielu

 

uciekniemy jeszcze kiedyś do agarthy 

na wigilię bogów świata

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

u wrót walhalli

 

na ciebie czasie jeszcze tylko czekam

aż kształt mój na wieki wyrzeźbisz w wyobraźni

i dostojnie w dół rzeki popłynę

u steru mej łodzi śpiewając

 

nie boję się ciebie ogniu który mnie strawisz

nie boję się ciebie ziemio która mnie ukryjesz

nie boję się ciebie wodo która obmyjesz mnie z ciała

 

bo jestem już spokojny

 

bo nie oszalałem za życia

 

bo nie umarłem ze strachu

 

bo w tarczę mieczem biję u wrót walhalli

 

a dzikie walkirie niosą głowy zdrajców

 

 

 

 

 

 

wesele

 

 

 

 

zagram na tobie jak na wiolonczeli albo na osice wiatr

ułożysz się we mnie ja w tobie – na wieczność wygodna ta trumna

opasam się piszczelem i skórą i zagram jak diabli oberka

i zagram jak diabli mazura

 

zagram na tobie jak na wiolonczeli albo na osice wiatr

pod skrzypce mocną wódkę i bęben

pod basy i żydowskie wesele

i będziemy na wieczność tak trwać

 

 

 

 

 

 

ślepiec

 

zaczekaj zaczekaj choć chwilę

zostań nie odchodź jeszcze

mam ci przecież tyle do powiedzenia

mam ci jeszcze tyle do wybaczenia  

przecież wiesz że i tak nie będzie trąb archaniołów i nierządnicy na smoku żadengo cyrku w niebiosach

więc dokąd się spieszyć

 

zaczekaj zaczekaj jeszcze

wiem wiem nagrzeszyłeś ale grzech przecież był z aktem urodzenia – powszechny garb obligatoryjny

a ty współczułeś wszystkiemu co urodziło się i umrzeć musi

nawet jednorożcom i gwiazdom - to też świadectwo

przecież z miłości dawałeś życie

to mało

 

współczułeś nawet bogu

któremu tak beztrosko powierzano mroczne tajemnice zagadki ułomnej natury

nawet odwet grzesznikom – antytezę nieskończonej miłości

współczułeś bogu któremu kazano z takim mozołem codzień umierać i zmartwychwstawać od nowa

 

zaczekaj nie odchodź jeszcze

byłeś przecież zawsze jak żółw niewzruszony i twardy

powtarzałeś niezmordowaną modlitwę do słońca  o chleb i nadzieję

omnia mea mecum porto omnia mea mecum porto - powtarzałeś bo chciałeś wierzyć

kimkolwiek jesteś odnajdę ciebie - powtarzałeś bo nie umiałeś się rozpłakać

więc dokąd

po tym wszystkim

 

nie zgasła jeszcze lampa w portowym okienku twych zmyśleń

w portowym okienku z którego tak wyraźnie słyszałeś dalekomorskich łazików

piratów mórz południowych kawalkadorów ciepłych prądów zdziczałej nadziei

więc dokąd

bez końca światów atlantyd i piekieł

bez przewodnika

bez turkusowych oczu dziecka które bez lęku i kary dotykało już kiedyś czasu światła i mroku

dokąd

 

myślisz że tak łatwo odchodzi się będąc ślepym

 

 

na przekór tobie moje życie

 

 

 

które z całą swą występnością między zwierzęta i ludzi dzielisz

niepojęte światów tajemnice

źródła swe kryjesz tak skrzętnie i dusz ścieżek nie dajesz okiełznać

na przekór tobie moje życie

które zachwyt i zamęt w gwiazdach na równi zawieszasz

na przekór tobie moje życie

o śmierci nie będę pamiętał

 

 

głos

 

 

tak mało

tak mało

tak krótko

tak cholernie krótko

zawsze krócej niż chciałoby się być

a później

później

przydrożne kapliczki – pamiątki po bogach

oczy w czasie – ochrowe fotografie

kilka wierszy – na liściach i w trawie

i nawet cienie nie zakołyszą biodrami

tylko ten głos dziecinny

ten głos

szeptem

szeptem

z oddali

tyle się nachodził aż zasnął

tyle się nachodził aż zasnął

 

Na pamiątkę jakiemuś małemu chłopczykowi spotkanemu na szlaku w górach, który patrząc na mojego jeszcze mniejszego synka niesionego na moich plecach, powiedział jedno, tylko jedno zdanie... i nie dał mi spokoju...

 

Beskid Niski, lato 2009

 

 

 

 

 

 

 

cisza

 

 

tyle tylko

 

dla nas i tak sieroctwo planet

czasem łeb pod słońce

tak prawdziwy bo pijany

po rozpuście kilka wspomnień

twoja – moja pamięć

jakieś tam przyjaźnie głupie

 

sny żurawi

 

i cisza

 

po grzesznym ciała święcie

 

tyle tylko

 

nic więcej 

nic więcej

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

dozorca

 

to boli harry gdy rozwierasz w głowie kły

szkarłatny twój wszechświat jak na szyi pętla

na straży snów moich stoję ja i ty

i w ogniu nieskończoność

daj odetchnąć harry

pozwól przygotować okręty