KUGLARZ NADZIEJĄ
kangur
wiem że nic nie uczyniłem na próżno
że żadne życie i wspomnienie we mnie nie było daremne
że właśnie miało być tak jak trąbił anioł
a jeśli nie zrozumiałem któregoś akordu to nie dlatego że nie zostało powiedziane
tylko dlatego że nie chciałem słyszeć
a kiedy jak torbacz ukrywałem cię na brzuchu
to czułem przecież dwa serca kołaczące do siebie
tak miarowo i dumnie
dla świadectwa o człowieku
wiem że gdyby nie ty
nie usłyszałbym pewnie nawet jednego
i przeskoczyłbym ten świat
i siebie
taki lekki
taki pusty
Szymusiowi, styczeń 2011
kuglarz
to tylko taki chudzieńki oddeszek
jak w zadyszce krótkie słowo
to tylko taki chudzieńki oddeszek
kiedy żonglujerz miłością i bawi cię cyrk wokół aż do bólu brzucha i czkawki
kiedy jesteś królem każdego dnia i panem wszystkich nocy
kiedy biegniesz zupełnie nago przez plażę i nikt nie zakrywa oczu
choć wszyscy są światem ubrani
choć wszyscy wstydzą się nagości i prawdy
i nawet kiedy rozbijasz w złości talerz nazywają cię pobłażliwie kuglarzem akrobatą figlarnym
i wciąż sprzeczają się czyj uśmiech podrzuciłeś wyżej
na której szyi czerwieńsze zacisnęło się rączek koło
to tylko taki chudzieńki oddeszek
zanim zaczniesz krzyczeć aż do nieba
i nikt nie przyjdzie
i nikt cię nie usłyszy
i nikt nie będzie chciał nawet z tobą rozmawiać
tylko oddeszek
zanim odbiegnie w jednej skarpetce
nieskrępowane i wolne
zakochane po uszy w biedronce
twoje dzieciństwo
mojemu synkowi – tatuś
kielce, lipiec 2010
obrazki z konikiem
chciałbym synku zamknąć ten czas
na wieczność
kiedy tak łatwo szukamy siebie
kiedy najdalej odchodzę do przedpokoju i nawet w snach do ciebie uciekam
i jeszcze zachwycam się (tak całkiem nieporadnie i nie po męsku przecież)
tym twoim cieniuchnym kakuśśśś... i mniam mniam małej sarenki
chciałbym synku oszukać ten czas
na wieczność
żebyśmy zapamiętali tylko imiona heroicznych ludzików – dżygitów czasu
– ikaryjczyków spod sufitowego słońca
i płochliwą basię (ale kto by się nie wystraszył takiego lwa w pieluszce)
i mamę
tylko siebie
chciałbym synku pozbawić ten czas wszelkich praw
do ucieczki
i zawiesić nas bezpowrotnie
na świecowych obrazkach... z konikiem...
wieczór, 21 grudnia 2010 roku
przepis na świat
weź garnek wyobraźni i wrzuć do niego siebie
drogi zmierz cyrklem powiek zagotuj zmierzchy w niebie
i fotografie zmiksuj każdej swej myśli płochej
paciorki zimnej rosy i ptasich świtów trochę
i koktajl twego czasu oddechów westchnień ziarnka
rozpal pod własną duszą aż myśli stanie garstka
aż w głowie ci zaszumi taki maleńki wierszyk
taki krócieńki o nas
co świat chcą sobą zmierzyć
maciupek – dżygit czasu
jesteś taki maleńki
maciupki nawet
aż gubisz mi się cały w dłoniach
z tym twoim misternym światkiem
logicznym rozgardiaszem zadartego „widzimisie”
dwa pudła klocków sterta autek
duży i mały konik
którym tak łaskawie i beztrosko dałeś życie
i jeszcze ten zabawny heroizm
kiedy walczysz jak byczek z panem snem – torreadorem i klatką
z mroczną bacą – za dużą piżamką
ty – kurdupelek cortes
rodżer cuchnący przygodą i życiem
pogromca smoków pod usmarkanym nosem
walczysz uparcie
wielki maciupek - człowieczek
jak dobrze że jeszcze nie wiesz
że i tak trzeba zasnąć...
mojemu syneczkowi
17.09.2010, 22.25
zdążę
tęczówki słońc
na mokrej pościeli pajęczyn
twarze za mgłą
nie siadaj tak
nie klęcz
prześwietlone migawki
do żywego czasem tknięte
fotografie szeptów westchnień
zdążysz
po co dokąd
zdążysz
ktoś wciąż wyrywa ptakom skrzydła
zdążysz
niteczki złapię
migoty zaśnienia
zdążysz
zdążę
i twarze w powiekach słońc
ze śmiercią w tle
której nie ma
żagielek
być żagielkiem sosnowych łódeczek
małych dzieci i wiatrów kompanem
i popłynać popłynąć tak cicho
tak zupełnie donikąd
w nieznane...
zmartwychwstanie
ciesz się gdy dziecko zaciska dłoń w twojej dłoni
ciesz się gdy świt rozczesuje zaplątane w mroku rzęsy
ciesz się gdy wraz ze skowronkiem możesz zanieść modlitwę do słońca
ufaj baśniom i zachwytom
ze snów pleć uprząż jednorożcom
patrz w gwiazdy gdzie czas patrzeć nie umie
współczuj wszystkiemu co jest
raduj się gdy z miłości dać możesz życie
tylko tak
odrodzisz się
człowiekiem